W bieżącym tygodniu złoty najpierw dosyć niespodziewanie umocnił się. Kurs pary EUR/PLN spadł z 4,59 na początku tego tygodnia, do 4,55 dziś. Kurs pary USD/PLN spadł natomiast z 4,35 na początku tego tygodnia, do 4,32 dziś.

Opublikowane w zeszły piątek dane z amerykańskiego rynku pracy okazały się być sporo lepsze od oczekiwań. Liczba nowych etatów w amerykańskiej gospodarce wzrosła o 336 tyś, podczas gdy oczekiwano wzrostu jedynie o 171 tyś. Nie pogorszyło to jednak nastrojów rynkowych. Stało się tak na skutek wypowiedzi członków FEDu , którzy zwracali w nich uwagę na rosnące rentowności amerykańskich obligacji (rentowności obligacji 10-cio letnich były w zeszłym tygodniu na najwyższych poziomach od 2007 roku), które zdają się wskazywać na to, że polityka pieniężna w USA jest już wystarczająco restrykcyjna. Ponadto spadek inflacji w USA do celu na poziomie 2%, wydaje się realny w perspektywie następnych miesięcy.

W sobotę cały świat zaskoczyła informacja o ataku palestyńskiego Hamasu na Izrael. Główne obawy związane były z tym czy konflikt nie rozszerzy się na inne państwa bliskowschodnie. Jak na razie pomimo wielu ofiar (głównie cywilnych) po obu ze stron, nie doszło do rozszerzenia konfliktu poza terytorium Izraela. W związku z tym w poniedziałek rynki zareagowały dosyć spokojnie. Nie tylko nie doszło do paniki, ale wręcz najważniejsze giełdy na świecie urosły w poniedziałek. Rynki ewidentnie uznały więc te wydarzenia za lokalny, niewielki konflikt. Wydaje się, że sytuacja ta uległaby zmianie tylko wtedy, gdyby do konfliktu włączyły się inne kraje (przede wszystkim mówimy tutaj o Iranie).

We wtorek Międzynarodowy Fundusz Walutowy podwyższył prognozę inflacji CPI na przyszły rok na całym świecie do 5,8% wobec wcześniejszej prognozy na poziomie 5,2% i wezwał banki centralne do utrzymania restrykcyjnej polityki do czasu trwałego złagodzenia presji cenowej. Jednocześnie obniżona została prognoza wzrostu gospodarczego w 2024 roku. Fundusz przewiduje globalny wzrost na poziomie 2,9% w przyszłym roku, czyli o 0,1% mniej niż prognoza z lipca i znacznie poniżej średniej z lat 2000-2020 wynoszącej 3,8%.

Opublikowane w środę minutki (sprawozdanie) z ostatniego posiedzenia FEDu, pokazały nieco większą ostrożność niż sugerowałby to wydźwięk samej wrześniowej decyzji. Amerykańscy decydenci monetarni zauważyli, że należy zachować ostrożność przy podejmowaniu kolejnych decyzji. Wydaje się, że może to oznaczać wstrzymanie się z podwyżką stóp w listopadzie.

Także środę poznaliśmy odczyt inflacji producenckiej (PPI) w USA we wrześniu. Inflacja producencka wzrosła do 2,2% r/r z 2% w sierpniu, podczas gdy oczekiwano odczytu na poziomie 1,6% r/r. Odczyt okazał się więc wyższy od oczekiwań. Także czwartkowy odczyt inflacji konsumenckiej (CPI) okazał wyższy od oczekiwań rynkowych. Inflacji konsumencka wyniosła we wrześniu 3,7% r/r, podczas gdy oczekiwano odczytu na poziomie 3,6% r/r.

Oba te odczyty pokazują, że chociaż inflacja w USA spadła mocno w ostatnich miesiącach, to trend zaczyna się powoli odwracać. Rynki są już w tym momencie przekonane, że cykl podwyżek stóp w Stanach został zakończony. Odbijająca (głównie na skutek wzrostu cen ropy) inflacja oddala jednak perspektywę obniżek stóp. Dla rynków najlepszy byłby scenariusz w którym inflacja spada i stopy mogą zostać z tego powodu obniżone (co rynki przejęłyby z entuzjazmem). W alternatywnym scenariuszu stopy pozostają na wysokich poziomach przez długi czas, co wywołuje recesję w amerykańskiej gospodarce. W tym scenariuszu obniżkom stóp towarzyszyłoby załamanie na rynku akcji (i innych aktywów), ponieważ obniżki stóp byłyby potwierdzeniem fatalnej sytuacji w której znalazła się gospodarka.

W dniu dzisiejszym czekamy jeszcze na dane na temat polskiego bilansu płatniczego w sierpniu.

W przyszłym tygodniu, rynek będzie czekał na mające zostać opublikowane we wtorek dane na temat sprzedaży detalicznej w USA we wrześniu.

Jeśli chodzi o Polskę to oczywiście kluczowy będzie wynik niedzielnych wyborów parlamentarnych. Poza tym w poniedziałek poznamy odczyt inflacji bazowej we wrześniu, w czwartek dane na temat produkcji przemysłowej we wrześniu, a w piątek dane na temat sprzedaży detalicznej (też za wrzesień).

W bieżącym tygodniu złoty umocnił się. Z jednej strony można to uznać za spore zaskoczenie, biorąc pod uwagę zbliżające się niedzielne wybory parlamentarne. Z drugiej strony zeszłotygodniowe wypowiedzi przedstawicieli polskiego rządu i NBP wskazywały na to, że NBP i BGK nie pozwolą na osłabienie złotego przed wyborami. Prawdopodobnie dla rządzących byłoby wystarczające gdyby przed wyborami kurs EUR/PLN znajdował się w okolicach poziomu 4,60. W takiej sytuacji duzi gracze rynkowi (zagraniczne banki inwestycyjne i fundusze hedgingowe) uznali jednak najwyraźniej, że skoro gra na osłabienie złotego zakończy się w tym tygodniu pewną porażką, to zagrają na jego umocnienie. Mocno w tym tygodniu rosła też polska giełda. Tak więc inwestorzy zagraniczni zarobili podwójnie, ponieważ zyskali zarówno na wzroście wyceny polskich spółek jak i na wzroście wartości złotówki. W przyszłym tygodniu nastąpi prawdopodobnie realizacja zysków i wyprzedaż złotówki. Oczywiście skala tej wyprzedaży będzie zależeć głównie od wyniku wyborów. Jeśli wygrałaby opozycja i udało się jej zbudować większość, to złoty może się tylko nieznacznie osłabić lub pozostać stabilny. Jeśli to PIS wygra wybory, mając większość w parlamencie, to złoty na pewno osłabi się bardziej niż w pierwszym przypadku. Dodatkowo, taki wynik oznaczałby, że rządzący będą starali się osłabić złotego pod koniec roku, by jakoś spiąć budżet. Najgorszy dla złotego byłby jednak pat wyborczy, który oznaczałby rządy mniejszościowe, a w dalszej perspektywie być może wcześniejsze wybory. Takie rozstrzygnięcie wyborcze sprzyjałoby większemu osłabieniu złotego jeszcze w październiku.

W związku z tym w przyszłym tygodniu kurs pary EUR/PLN może znajdować się w przedziale 4,52-4,63 (to czy bliżej dołu czy góry, będzie zależeć w głównej mierze od wyniku wyborów). Kurs pary USD/PLN może natomiast w przyszłym tygodniu znajdować się w przedziale 4,25-4,40.

Na koniec jeszcze jedna taka bardziej ogólna uwaga. Kurs nominalny EUR/PLN w okolicach 4,55, przy ogromnych różnicach inflacji w Polsce i strefie euro powoduje, że kurs jest zbyt niski dla konkurencyjności polskiego eksportu. Wydaje się, że przy tak istotnym wzroście kosztów w pracy w Polsce (w Polsce dynamika wzrostu wynagrodzeń jest właściwie równa inflacji) i dużo mniejszym wzroście kosztów pracy na zachodzie, złoty powinien być słabszy w dłuższym okresie.

Szacuje się że, jeśli wziąć pod uwagę różnicę w poziomie inflacji pomiędzy Polską a strefą euro za ostatnie 3 lata, to optymalny kurs powinien znajdować się w tym momencie w przedziale 4,65-4,70 zł za euro (mówimy tutaj o sytuacji gdy na świecie nie ma euforii, ale też nie dzieje się nic bardzo złego). Wydaje się więc, że w tym momencie przedział 4,60-4,70 jest równoważny z przedziałem 4,20-4,30 przed wybuchem pandemii. Tak więc kurs powyżej tego przedziału oznacza zbyt słabego złotego, a kurs poniżej tego przedziału, oznacza, że złoty jest zbyt mocny

Treść powyższej analizy jest tylko i wyłącznie wyrazem osobistych poglądów jej autora i nie stanowi rekomendacji inwestycyjnej w rozumieniu Rozporządzenia w sprawie nadużyć na rynku (Rozporządzenie (UE) nr 596/2014) oraz Rozporządzenia delegowanego Komisji (UE) 2016/958 z dnia 9 marca 2016 uzupełniającego Rozporządzenie w sprawie nadużyć na rynku w odniesieniu do regulacyjnych standardów technicznych dotyczących środków technicznych do celów obiektywnej prezentacji rekomendacji inwestycyjnych lub innych informacji rekomendujących lub sugerujących strategię inwestycyjna oraz ujawnienia interesów partykularnych lub wskazań konfliktów interesów. Zgodnie z powyższym firma RKC Sp. z o.o. oraz autor nie ponoszą jakiejkolwiek odpowiedzialności za decyzje inwestycyjne podejmowane na jej podstawie.
Powielanie bądź publikowanie analizy lub jej części bez pisemnej zgody RKC Sp. z o.o. jest zabronione.